Morończyk Stanisława

Brzeszcze
 

Biografia

Morończyk Stanisława

Urodziła się 4 września 1920 r. w Brzeszczach. Od dzieciństwa marzyła, by zostać lotnikiem, jednak po ukończeniu szkoły podstawowej rozpoczęła naukę w Liceum Gospodarstwa Domowego w Rybniku. Działała w harcerstwie. Wybuch wojny spowodował, że wraz z rodziną udała się na tułaczkę w kierunku Mielca. Po powrocie zastała swój dom całkowicie zrabowany. Zaangażowała się w pomoc więźniom, organizując żywność, lekarstwa oraz ubrania wśród okolicznych mieszkańców. W 1943 r. wstąpiła do konspiracyjnej Armii Krajowej. Po wojnie nie dane jej było ukończyć studiów. Była szykanowana przez władzę komunistyczną ponieważ jej brat odmówił służby w Wojsku Ludowym. Pracowała jako nauczycielka w szkołach rolniczych oraz w Technikum Górniczym w Brzeszczach. Zatrudniona była także jako księgowa w administracji gminnej.
Za pomoc więźniom obozu została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Relacja

We wtorek rano przyszli mnie aresztować. Wraz z panią Kurkową akurat szykowałam się do wyjścia, ażeby zanieść więźniom jedzenie. Wszystko było już  przygotowane, ale chciałam jeszcze zdążyć zjeść jakieś śniadanie. Wtem przybiegła sąsiadka i mówi, że u państwa Sękowskich jest gestapo. Razem z Kurkową uciekłam, a mój brat Tadeusz rozpakował paczuszki przygotowane wcześniej dla więźniów. Dokumenty, które gromadziłam, wrzucił do schowka w stodole. Potem doszła do nas informacja, że Sękowskich wzięli tylko na przesłuchanie i wszystkich wypuścili. Jak się uspokoiło wróciłam do domu. Mama mówi, że gestapo pytało się o mnie, ale powiedziała im, że wybrałam się do szewca z butami na Przecieszyn. W tym czasie przeglądnęli pokoje, ale nie grzebali głęboko. Przekazali mamie, że jak wrócę, to mam się stawić na posterunku. Było około szesnastej po południu. Zjadłam obiad. Tata wrócił z kopalni. W końcu poszłam na tę policję.
   Na komisariacie siedział niejaki Gromnica. Mówię mu, że miałam się zgłosić. On: po co? - Nie wiem po co? - odpowiadam. - Pewnie do Niemiec na wysyłkę – mruczy. Mieli taką grubą księgę. Szukają, szukają. Ze trzy razy się pytali, jak się nazywam. - No, nie ma takiej, na liście do Niemiec - mówi. Nawet jeden policjant cukierkiem mnie częstował. Ale jak? Swoimi paluchami do ust mi włożył cukierka. Wyplułam go.
Za chwilę wpada Frank z naszego komisariatu. Bierze mnie do innego pokoju.  Mój brat przekazał, co mam zeznawać, żeby trzymać się jednej wersji. Miałam mówić to, co Sękowscy.
   Przesłuchanie. W kółko pytali mnie o to samo i musiałam co chwilę opowiadać wszystko od początku.  Sprawdzali, czy gdzieś się nie pomylę. Po chwili ktoś wszedł. Coś jest nie tak - myślę. Zaczynam się denerwować. A oni pogadali, poczytali.... Siedziałam już z półtorej godziny. Przenieśli mnie znowu do innej sali. Za stołem zobaczyłam jakiegoś faceta, który pisał na maszynie. Twarz innego długo potem mi się śniła - czerwona, spocona z oczami na wierzchu. I znowu wszystko od początku. Ten cywil spisuje to, co mówię. Co chwilę przerywają i znowu od początku. Dwie gęby esesmanów, ale to już oficerstwo. Wreszcie koniec. Podsunęli mi do podpisania protokół. Mówię, że chcę, żeby mi to przeczytali i przetłumaczyli na język polski. Cywil czytał i tłumaczył, chyba tak jak chciał. A że było jak zeznawałam, więc podpisałam. Była godzina w pół do pierwszej w nocy.
   Wyszłam. Patrzę i coś dużo ludzi wokół. Samochód – suka. Ludzi sporo, bo sensacja. Widzę samochód, ale nie wiem, kto w nim jest. Słyszę, jak ludzie szeptają: ona idzie. Dochodzę do domu, a tu płacz. Sąsiedzi. Wszyscy myśleli, że mnie już zamknęli. To chyba był luty. Tato przyniósł mi jakieś cieplejsze buty, chleba mi przyniósł i coś ciepłego do picia. Potem mi mówił, że Frank uspokoił go, że córka wróci. Radości było więc co nie miara.
   Po kilku dniach spokoju przyjeżdżają saniami mnie aresztować. Mówią - Co ty gadałaś? Że tam przypadkowo przechodziłaś koło więźniów? Ja się wypieram. Powiedzieli więc, że jadą najpierw po moją sąsiadkę, a w drodze powrotnej mnie zabiorą. Idioci. Myśleli, że będę na nich czekać. Uciekłam. Nie było mnie w Brzeszczach jakieś trzy miesiące. W międzyczasie sąsiadkę wypuszczono z więzienia. A było to cztery dni przed pierwszym transportem kobiet do Auschwitz.

Galeria

Wideo

Dwa worki chleba

Gazety

Audio

PartnerzyPartnerem Projektu jest Województwo Małopolskie