Wawrzyczek Jan

pseudonim: "DANUTA"
 

Biografia

Wawrzyczek Jan

Urodził się w Jawiszowicach 28 kwietnia 1912 roku w rodzinie robotniczej Jana i Emilii z Chromików. Wychowywał się wraz z dwiema siostrami, starszą Anną i młodszą Emilią. Szkołę Powszechną ukończył w rodzinnych Jawiszowicach, kontynuując dalszą naukę w Gimnazjum im. Adama Asnyka w Białej Krakowskiej. W 1931 roku postanowił związać swoją przyszłość z wojskiem. Jako ochotnik wstąpił do armii, gdzie odbył kurs unitarny w ramach Batalionu Podchorążych Rezerwy Piechoty nr 7 w Śremie. Następnie skierowany został do dwuletniej Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej, którą ukończył w 1934 roku. W tym samym roku promowany został w Rembertowie na pierwszy stopień oficerski z jednoczesnym przydziałem do 73 pułku piechoty w Katowicach. Przeniesiony następnie do Oświęcimia, gdzie stacjonował II detaszowany batalion tego pułku, w którym pełnił funkcję dowódcy 4 kompanii, a w późniejszym czasie kompanii ciężkich karabinów maszynowych. W 1938 roku otrzymał nominację do stopnia porucznika i przeniesiony został do broni przeciwpancernej, obejmując w charakterze dowódcy kompanii placówkę nadgraniczną pułku w Mikołowie.

W sierpniu 1939 roku przydzielono go w ramach tzw. „ośrodka zapasowego – Oświęcim I”, czyli nadwyżek mobilizacyjnych batalionu, do obrony pozycji polowej „Kobiór”, którą dowodził ppłk Władysław Adamczyk. Po bitwie granicznej w rejonie Chełmka podporządkowany został ostatecznie dowództwu 201 rezerwowego pułku piechoty, z którym przeszedł cały szlak bojowy. Podpułkownik Adamczyk tak przedstawił pewien wrześniowy epizod „…-Kłusem marsz – krzyczę donośnie. W mig rozeszła się wzdłuż kolumny wieść, że jakiś pułkownik pogania wozy sztachetą… Zator na moście ruszył, kawaleria poszła także. Wracając złapałem por. Wawrzyczka, dowódcę kompanii ppanc. z jednym działkiem, który jakimś cudem tu się przedostał. – Panie poruczniku, będzie pan tu regulował ruch, aby nikt więcej nie zatrzymał zaprzęgów. W razie potrzeby pistolet do garści. Gdyby ktoś pana pytał, powie pan, że postawił pana tu dowódca Grupy Operacyjnej Kompromis!

Porucznik uśmiechnął się i oświadczył, że sobie jakoś poradzi. Bary miał szerokie i głos donośny, przy tym nie zbywało mu energii…”

 

W trakcie przeprawy przez Wisłę pod Baranowem porucznik Wawrzyczek został dwukrotnie ranny w głowę i ramię. Dostał się do niewoli sowieckiej, z której cudem udało mu się zbiec. Według relacji samego Wawrzyczka, uratowali go jego żołnierze, którzy podczas selekcji oficerów dokonywanej przez NKWD narzucili mu na ramiona płaszcz pozbawiony dystynkcji, a wygląd robotnika, o którym będzie jeszcze mowa w dalszej części, zrobił tu swoje. Po nieudanej próbie przebijania się do Rumunii i na Węgry, 13 listopada 1939 roku Wawrzyczek z niedoleczonymi jeszcze ranami wrócił pod Oświęcim, gdzie poszukiwało go już Gestapo. Za udział w wojnie obronnej 1939 roku por. Wawrzyczek odznaczony został Krzyżem Virtuti Militari V klasy.

W działalność konspiracyjną w ramach Związku Walki Zbrojnej zaangażował się już na przełomie 1939/1940 roku, choć - jak sam to podkreślał - decyzję podjął bez przekonania. Po latach wspominał: „…my byli tak zdeprymowani w tym ‘39 roku, ja miałem taką piękną kompanię […] i choroba mi to wszystko szlag trafił, a ja tu będę się bawił w jakąś konspirację? Ja trochę wrogiem był tego z początku…” . Jako, że Gestapo poszukiwało Wawrzyczka w Jawiszowicach głównie w związku z okresem jego dowodzenia placówką pułku w Mikołowie i zdecydowanie propolskimi wypowiedziami m.in. w czasie świąt pułkowych, musiał on szukać innego miejsca zakwaterowania. Tak trafił do rodziny Mydlarzy w Oświęcimiu przy ul. Polnej 4 , z którą - jak się później okazało - miał się związać bliżej.  

W konspiracji pełnił rolę oficera sztabu obwodu oświęcimskiego, z zadaniem kierowania placówką organizacji w rodzinnych Jawiszowicach. Praca ta polegała wówczas na werbowaniu ludzi zaufanych i rozdzielaniu zadań zleconych przez dowództwo. Po utworzeniu przez Niemców KL Auschwitz rozpoczął ożywioną działalność w ramach tzw. „Ochronki” czyli specjalnej komórki obwodu ZWZ ds. pomocy więzionym w obozie. Podjął wówczas ścisłą współpracę z księdzem dziekanem Janem Skarbkiem z Oświęcimia, który kierował cywilnym Komitetem Pomocy Więźniom Politycznym Obozu Auschwitz.

Na przełomie 1940/1941 roku Wawrzyczek przystąpił do formowania drużyny dywersyjnej o kryptonimie „Marusza”, z zadaniami prowadzenia walki partyzanckiej z okupantem i konfidentami. Prawdopodobnie ta działalność w terenie uchroniła go od konsekwencji wielkiej wsypy, jaka miała miejsce w październiku 1942 roku, kiedy to za sprawą agenta gestapo Stanisława Dembowicza posługującego się pseudonimem „Radom” Niemcy aresztowali niemal całe kierownictwo obwodu oświęcimskiego ZWZ/AK.

Na początku 1943 roku Wawrzyczek wezwany został do Komendy Głównej AK, gdzie powierzono mu zadanie odtworzenia obwodu oświęcimskiego AK z jednoczesną nominacją do stopnia kapitana. Okazało się później, że osobę Wawrzyczka na stanowisko komendanta obwodu rekomendował ppłk Henryk Kowalówka ps. ”Topola”, ówczesny komendant okręgu w Poznaniu. Panowie znali się jeszcze przed wojną ze służby w 73. katowickim pułku piechoty oraz z pierwszych lat okupacji hitlerowskiej, kiedy „Topola” związany był ze strukturami okręgu śląskiego AK, a od 1941 roku pełnił w nich funkcję komendanta okręgu.

Wawrzyczek zreorganizował obwód niemalże od podstaw na wszystkich jego szczeblach, powołując również jeden oddział partyzancki (w miejsce dotychczasowych niewielkich grup dywersyjnych) pod kryptonimem „Sosienki”. Z inicjatywy dowództwa nawiązana i rozwinięta została stała współpraca między „Sosienkami” a operującym w Beskidach zgrupowaniem akowskim „Garbnik”. Wawrzyczek bywał częstym gościem w górach, zresztą zorganizował on trasę przerzutu zbiegów z KL Auschwitz nazywaną przez partyzantów „trasą Babinicza”, która swój początek miała w Łękach lub Bielanach, a kończyła się przy kapliczce Matki Bożej Śnieżnej na Trzonce. Jeden z partyzantów „Garbnika” Władysław Wawrzonek pseudonim „Świstak” tak wspominał spotkanie z Wawrzyczkiem: „…kiedy pierwszy raz zobaczyłem „Danutę” to zatrzęsło mnie – murowane, że to nie jest żaden major czy osławiony „Danuta” – to oczywiste, że to jest podszywający się pod majora bandyta. Nieogolony od zamierzchłych czasów, sieczka w zmierzwionych włosach, a więc wylazł z dziury pod żłobem. Ładny spencer, krzywe trzewiki i coś podobnego do bryczesów. Z przodu za paskiem Parabellum a z tyłu jakiś rewolwer, do tego rechocze widząc moje zaskoczenie. Jak zaczął gadać, to mi się to gadanie z jego wyglądem nie bardzo znowu zgadzało…”. Wawrzyczek wielokrotnie podkreślał, że aby skutecznie ukrywać się na terenie przyobozowym musiał upodobnić się do zwykłych mieszkańców, pracowników chociażby kopalni, wozaków dostarczających opał. W tym celu chodził w podartych ubraniach, malował sobie twarz i ręce węglem.

„Sosienki” były oddziałem zorganizowanym według specyficznych reguł stworzonych przez Wawrzyczka. Nie było w nich wojskowego drylu i dyscypliny, wszyscy byli na „ty”, wołali się po pseudonimach bez podawania stopni wojskowych. Była to jedna wielka rodzina. Taka sytuacja zastana przez cichociemnego por. Stefana Jasieńskiego „Urbana”, który pojawił się na terenie przyobozowym w połowie 1944 roku stała się przyczyną wielu nieporozumień między nim a Wawrzyczkiem. Panowie nie przypadli sobie zasadniczo do gustu. „Urban” postrzegany był przez partyzantów „Sosienek” jako „Paniczyk”, „Pedant”, który nie chciał zaakceptować obowiązującego stylu dowodzenia i funkcjonowania konspiracji w warunkach zdominowanych przez sąsiedztwo obozu. Z kolei „Urban” postrzegał Wawrzyczka jako „prostaka”, „udzielnego watażkę”, który bawi się tylko w partyzantkę.

Wawrzyczek zorganizował kilkadziesiąt ucieczek więźniów z obozu Auschwitz i wszystkie zakończyły się sukcesem. Partyzanci „Garbnika” wspominali: „…należy podkreślić, że wszystkie ucieczki uzgadniane z dowódcą „Sosienek”, a następnie przez niego przyjmowane były udane, nikt nie wpadł i nikt nie zginął. Ucieczki organizowane jakby „prywatnie” bez wiedzy „Danuty” kończyły się tragicznie...” .

Jak wielokrotnie zaświadczali podkomendni „Danuty”, był on bardzo dobrym dowódcą. Do oddziału przyjmował wszystkich bez względu na narodowość, pochodzenie społeczne czy polityczne poglądy. Zresztą on sam wielokrotnie podkreślał, że na politykę nie było wówczas czasu. Tak więc w szeregach „Sosienek” ramię w ramię walczyli Polacy, Jugosłowianie, Żyd, Rosjanin. Wawrzyczek potrafił docenić oddanie i bohaterstwo swoich żołnierzy. O Stanisławie Furdynie pseudonim „Śmiech”, uciekinierze z Auschwitz a później żołnierzu „Sosienek” mówił: „…nie mogłem patrzyć na szaleńczą odwagę tego człowieka – ja wtedy wyglądałem przy nim jak tchórz…” .

Wawrzyczek dowodził obwodem oświęcimskim i oddziałem „Sosienki” w zasadzie do końca wojny. Tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Oświęcimia, wziął udział w akcji przeciwko miejscowym konfidentom, w której został poważnie ranny w brzuch i pachwinę. Partyzanci postanowili zamelinować rannego dowódcę, choć przewożono go z miejsca na miejsce w celu uniknięcia dekonspiracji. Tymczasowo umieszczono Wawrzyczka w Hecznarowicach u rodziny Kazimierczaków, gdzie opiekę sprawowali nad nim lekarze Chowaniec i Dziewoński z Kęt. Żołnierze radzieccy znaleźli rannego „Danutę” ostatecznie w Pisarzowicach, skąd przewieziono go do szpitala w Wadowicach, gdzie w krótkim czasie władze bezpieczeństwa zainteresowały się jego wojenną działalnością. W tej sytuacji z pomocą przyszedł lekarz „Sosienek” pracujący w wadowickim szpitalu Lech Kwiatkowski pseudonim „Szary”. Dzięki jego pomocy i dyrektora Józefa Sołtysika, Wawrzyczek z niedoleczonymi jeszcze ranami uciekł ze szpitala i wrócił do Oświęcimia, gdzie dochodził do zdrowia pod okiem swojej żony Janiny Mydlarz, łączniczki z AK o pseudonimie „Starucha”, a następnie przez trzy lata w szpitalu w Krakowie.

Historia „Danuty” pewnie zostałaby zaakceptowana przez komunistów, a on sam znalazłby się w gronie bohaterów pokroju „Hubala” czy Sucharskiego. Były nawet ku temu propagandowe podstawy: robotnicze pochodzenie, działalność ojca w przedwojennych strukturach PPS-u, pomoc udzielana w czasie wojny komunistom, socjalistom, Rosjanom. Jedynym problemem był jednak fakt, że Wawrzyczek przeżył wojnę i wyleczył wszystkie rany i kontuzje. Komuniści postanowili walczyć z Wawrzyczkiem i jego dawnymi podkomendnymi za pomocą propagandy, której oszczerstwa i przekłamania obdzierały oświęcimskie struktury AK z dorobku bojowego, a ludzi z godności. W tych działaniach propagandowych Wawrzyczek wykreowany został na dziwaka opowiadającego o wyimaginowanych wydarzeniach z okresu wojny.  

Małżeństwo Wawrzyczków osiadło ostatecznie w Bielsku, gdzie „Danuta” podjął pracę w Technikum Włókienniczym w charakterze nauczyciela wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego (obronnego). Szczególnie bliski stał się dla niego ruch harcerski i turystyka. W czasie wędrówek i obozów mógł młodym ludziom opowiadać, jak wyglądała partyzantka pod Oświęcimiem.

Jan Wawrzyczek zmarł 30 września 2000 roku. Pochowano go na cmentarzu w Jawiszowicach.

opr. Marcin Dziubek

Relacja

Wideo

Audio

PartnerzyPartnerem Projektu jest Województwo Małopolskie