Porębska Celina ( z d. Rembiesa )

Brzezinka/Oświęcim
 

Biografia

Porębska Celina

Urodziła się 4 listopada 1934 r. Jej rodzina mieszkała w Brzezince, skąd została przez Niemców wysiedlona - zabrano jej cały dobytek i dwa duże domy. Rembiesowie nieustannie się tułali - mieszkali w Monowicach oraz w kilku miejscach w Oświęcimiu. Cała rodzina niosła pomoc więźniom obozu. Celina z bratem Zbigniewem i matką Rozalią Rembiesą (20.10.1908 - 10.12.1989) oraz dziadkami Marią i Zbigniewem Hatłasami dożywiała więźniów pracujących m.in. w Monowicach. Jej wujkowie Józef Hatłas i Karol Hatłas (brat matki) działali w strukturach podziemnych organizacji zbrojnych ZWZ/AK.
Po wojnie Celina  ukończyła szkoły i pracowała w Zakładach Chemicznych "Oświęcim". Wyszła za mąż za Kazimierza Porębskiego (12.11.1932 - 22.08.2005), którego rodzice jak i on sam w czasie okupacji niemieckiej pracowali w papowni i tam pomagali więźniom.

Relacja

Moja rodzina mieszkała w Brzezince nieopodal remizy strażackiej. Matka Rozalia pracowała w OMAG-u a potem w papowni. Ojciec był szewcem. W 1939 r. został powołany do wojska. Pamiętam, jak wyruszał na wojnę, przy pożegnaniu mama dała mu tłumoczek bielizny. Płakała, jak odchodził. Z frontu już nie wrócił.
Niemcy zabrali mojej rodzinie krowy, świnie i w ogóle wszystko. Zburzyli nam 2 duże domy w Brzezince. Musieliśmy się przenieść do Monowic do tzw. Kółka.
W Monowicach po raz pierwszy zobaczyłam więźniów. Gestami pokazywali nam, że są bardzo głodni. Mama zbierała chleby, kiełbasy i inne produkty żywnościowe a także papierosy, które potem pakowała w małe paczuszki. Ja i brat przed wyjściem na akcję ubieraliśmy takie zniszczone długie bluzy. Wyglądaliśmy w nich bardzo biednie. Pod nimi mieliśmy schowane pakuneczki. Szliśmy w miejsce wskazane przez mamę i na komendę zrzucaliśmy woreczki na ziemię i oddalaliśmy się. Więźniowie, którzy szli do pracy, wiedzieli już, gdzie szukać jedzenia.
Później pytałam mamę: jak mogłaś nas, dzieci, narażać na takie niebezpieczeństwo? A ona odpowiadała: jeśli pomożemy więźniom, to może ktoś pomoże waszemu tacie.
Babcia z kolei gotowała zupy. Jeśli esesman, który opiekował się daną grupą więźniów był bardziej ludzki, to przyprowadzał ich do babci, by posilili się trochę.
*
Kasza był konfidentem. Mieszkał na ul. Stolarskiej tam, gdzie później i my również zamieszkaliśmy. Potem przeprowadziliśmy się na Mały Rynek (Plac Piastowski). Mieszkaliśmy w podwórku. Po jakimś czasie przenieśliśmy się do domu koło starego cmentarza. To była taka wojenna tułaczka.
Przed bombardowaniami alianckimi chroniliśmy się w piwnicy przy ulicy Jagiellońskiej (Jagiełły). Siedzieliśmy stłoczeni przy lampach karbidowych. Każdy bał się, bo naprzeciw była ważna siedziba gestapo. Po którymś bombardowań, tuż przed nadejściem wojsk sowieckich, poszłam do opuszczonego przez bogate Niemki domu i stamtąd zabrałam sobie taką normalną lalkę do zabawy. Ta lalka była czymś niesamowitym, bo dotychczas bawiliśmy się takimi zwykłymi szmaciankami.
*
Zaraz po wojnie rozpoczęłam naukę w szkole podstawowej  przy dworcu kolejowym. Kiedy mieli powiesić Hoessa, w szkole już wszyscy o tym mówili. Uciekłam z lekcji, żeby to zobaczyć. Dostałam za to złą ocenę z zachowania i oberwałam od mamy. Staliśmy na murze. Była lekka przepychanka, bo każdy chciał widzieć. Dużo ludzi wtedy było. Zobaczyłam, jak wieszają go na szubienicy. Miałam wielką satysfakcję, że zbrodniarzowi wymierzono zasłużoną karę.

Galeria

Wideo

Audio

PartnerzyPartnerem Projektu jest Województwo Małopolskie