Kulig Franciszka

Poręba Wielka
 

Biografia

Kulig Franciszka

Urodziła się 10 października 1907 r. w Polance Wielkiej. W 1941 r. udzieliła pomocy uciekającemu z obozu więźniowi, Janowi Nowaczkowi. Kiedy ten został schwytany, "wsypał" swoją wybawicielkę. Franciszka została aresztowana i osadzona w obozie. Jej mąż, Wawrzyniec Kulig, chcąc ją wybawić, sam zgłosił się do KL Auschwitz - został tam stracony. Franciszka wyszła na wolność.

Relacja

Miałyśmy z siostrą po kilka lat, więc pamiętam tamten sierpniowy dzień 1941 roku jak przez mgłę. Mama była w polu, a w domu pilnowała nas ciotka mamy z Czechowic-Dziedzic. Nagle pojawił się jakiś człowiek. Był ubrany jak esesman, ale gdy odchylił mundur, można było pod nim zuważyć pasiak. Jak zdjął czapkę, zobaczyłyśmy, że ma głowę wygoloną do skóry. Powiedział, że uciekł z obozu. Ciotka kazała nam szybko biec po mamę, a sama ukryła uciekiniera w domu.
Wieczorem, gdy wrócił tata, ten więzień padł przed nim na kolana i zaczął błagać o pomoc. - Jeśli jesteś Polakiem, to ratuj mnie! Bracie, ratuj mnie! - płakał. To był Czech, Jan Nowaczek.
- Mam żonę i dzieci - tłumaczył tata. - Niemcy zabiją nas wszystkich, jak to się wyda - tłumaczył tata.
-    Choćby mnie mieli zabić, nie zdradzę, kto mi pomógł - zapewniał tamten.
Ojciec dał mu mu cywilne ubranie, jedzenie (chleb, jajka), pieniądze. Uciekinier chciał iść do Generalnej Gubernii, więc pod osłoną nocy ojciec wyprowadził go za wieś i pokazał drogę do Zatora.
Mijały miesiące. Już prawie zapomnieliśmy o Nowaczku. Aż nadszedł 15 maja 1942 roku. Siedziałyśmy z mamą przed domem. Zaplatała nam włosy, bo obie miałyśmy długie. Ja nazbierałam gałązek modrzewia, a mama wplatała nam je we włosy. Nagle podjechał policyjny samochód. Zaczęłam wołać mamę. Bardzo się bałam, cała się trzęsłam. Ona, chcąc mnie uspokoić, powiedziała, abym się nie bała, że nic nie mamy, więc nic nam nie mogą zrobić.
Z samochodu wysiadł mężczyzna, przedstawił się i zapytał, czy go pamiętamy. W pierwszej chwili mama go nie poznała. Skojarzyła dopiero, gdy się uśmiechnął. To był Nowaczek, ten więzień, któremu pomogliśmy.
Esesmani osaczyli mamę, która była w zaawansowanej ciąży. Bili ją batem po nogach, by się przyznała, że pomogła temu więźniowi. Przyznała się.
My z siostrą siedziałyśmy przerażone w kącie i płakałyśmy. Esesmani wepchnęli mamę do samochodu. Nie pozwolili jej się nawet z nami pożegnać.
Potem dopiero dowiedziałyśmy się, że po udanej ucieczce z obozu, Nowaczek spotykał się z jakąś kobietą, która go w końcu u siebie zameldowała. Robił wtedy jakieś interesy z mięsem, które było towarem rzadkim i drogim. Po cichu ubijali zwierzęta i sprzedawali to. Kiedy odszedł od tej kobiety, bo znalazł sobie inną, ta pierwsza ze złości i żalu doniosła na niego do gestapo. Po aresztowaniu okazało się, że ma na przedramieniu wytatuowany numer obozowy. Wszczęto dochodzenie, kto mu pomagał. Wsypał wszystkich.

Stefania Antos z d. Kulig
(Dalsza część opowieści o losach Jana Nowaczka i rodziny Kuligów z Poręby Wielkiej w relacji Marii Wądrzyk z d. Kulig)


***

W czasie, gdy esesmani zabierali z domu mamę, tata był w Brzeszczach na kopalni. Miał konia i wóz, więc Niemcy kazali mu wozić węgiel z kopalni. Synowie brata ojca i syn sąsiada pobiegli dać mu znać, co się dzieje. Chcieli go ostrzec, by uciekał. Tak też zrobił – on się ukrył, a oni wsiedli na jego wóz i jechali w kierunku domu.

W tym czasie esesmani, którzy aresztowali mamę, wyjechali naszemu ojcu naprzeciw, aby i jego zatrzymać. Zablokowali drogę, zatrzymywali każdą furmankę a mama miała wśród wozaków rozpoznać swojego męża a naszego ojca. Wreszcie rozpoznała konie, ale zamiast męża na wozie byli chłopcy. Esesmani się wściekli. Pojechali na kopalnię i spisie sprawdzili, czy taki a taki brał dziś węgiel. Potwierdziło się, ze tata osobiście ten węgiel odbierał.

Chłopców też zabrano do samochodu i zawieziono do obozu na przesłuchanie. Konie z węglem zostały, Niemcy dali komuś znać, żeby je zabrał. A tata się ukrył.

My zostaliśmy w domu tylko z babką od strony mamy. Gdy ojciec wrócił, był bardzo zmartwiony. Długo rozmyślał, aż w końcu powiedział, że dobrowolnie zgłosi się do obozu, bo mama poradzi sobie z nami, a on nie da rady nas wychować bez jej pomocy. Miał nadzieję, że jak sam się zgłosi, to Niemcy uwolnią mamę, naszą ciotkę i synów brata oraz sąsiada. Ci chłopcy mieli przecież dopiero po 14, 15 lat.

Trzeciego dnia od aresztowania mamy ojciec pożegnał się z nami i pieszo wyruszył do obozu. Miał 36 lat i wiedział, że to ostatnie chwile jego życia. Osadzono go w bloku 11 razem z Nowaczkiem. Rozpoznał go. Potem chłopcy opowiadali, że tata strasznie na niego krzyczał: – Ty draniu, ja ci pomogłem, a ty nas wydałeś! Coś ty zrobił?!

Mama codziennie była przesłuchiwana. Bili ją, pomimo tego, że była w zaawansowanej ciąży (8 miesiąc). Z ciotką się widywała, bo jak ją wyprowadzali z przesłuchania, to tamtą wprowadzali. Słyszała, jak ciotka płakała i prosiła żeby je wypuścili.

Mama była w obozie jeszcze 3 tygodnie. Do końca nie wiedziała, że tata się zgłosił, bo jej tego Niemcy nie pwiedzieli. Dowiedziała się dopiero od ludzi, gdy wracała z obozu do domu.

W czerwcu 1942 roku mama urodziła syna. Dała mu na imię Wawrzyniec, po tacie.

Po 10 tygodniach od dnia zgłoszenia się taty do obozu wypuszczono chłopców, a po trzech miesiącach do domu przyszedł telegram z informacją, że tata nie żyje.

Ciotki z obozu nie zwolniono. Minęło chyba półtora roku od śmierci ojca, kiedy ktoś dał mamie znać, że widział ciotkę, jak chodzi z komandem na roboty. Któregoś ranka mama poszła do Babic, w pobliże przejazdu kolejowego, bo chciała zobaczyć ciotkę wśród więźniarek idących do pracy, ale ciężko jej było kogokolwiek rozpoznać. Wszystkie kobiety były wychudzone i wygolone. Mimo to mama była przekonana, że jedna z więźniarek do niej pomachała ręką i twierdziła, że to musiała być ciotka Stefka. Następnym razem poszła tam z koleżanką. Kiedy komando więźniarek przechodziło obok nich, mama usłyszała: - Franka! Gdyby nie ta koleżanka, która przytrzymała mamę, to ona by pobiegła. Potem nadeszły jeszcze do nas, na wieści, że ciotka już nie chodzi do pracy, ale poniewiera się gdzieś między barakami, nigdy jednak nie udało się tego potwierdzić. Może zmarła na jakąś chorobę... Dokumenty dotyczące taty odnaleziono w obozie, ale po ciotce nie zachował się żaden ślad. 

Wideo

Pomoc

Audio

PartnerzyPartnerem Projektu jest Województwo Małopolskie