Gołdas Kazimierz

Kraków
 

Biografia

Gołdas Kazimierz

Urodził się 3 marca 1928 r. w Krakowie jako syn Andrzeja i Magdaleny z Harasińskich. Ojciec pracował jako pierwszy woźny b. Wyższego Studium Handlowego w Krakowie. Jednocześnie występował jako solista orkiestry reprezentacyjnej policji krakowskiej. Matka podejmowała różne prace dorywcze. Kazimierz w wieku 8 lat wstąpił do harcerstwa. Wykorzystywał odziedziczone po ojcu zdolności wokalne i propagował śpiewem utwory patriotyczne. W szkole zainicjował składkę na Fundusz Obrony Narodowej. Oddał nań wszystkie swoje oszczędności. Gdy ukończył 10 lat postanowił zapisać się na kurs szybowcowy, jednak młody wiek pozwolił mu uczęszczać tylko do "Orląt". Po wybuchu wojny pomagał ojcu w gromadzeniu i przechowywaniu różnych cennych pamiątek i dokumentów uczelnianych. Z matką urządzał wypady w okolice Krakowa w poszukiwaniu żywności dla rodzin aresztowanych profesorów. Działał w Szarych Szeregach. Przez całą okupację prowadził nasłuch radiowy. W wieku 14 lat zmuszony został do pracy w charakterze robotnika gospodarczego. Jego mieszkanie odgrywało rolę schroniska dla różnych uchodźców, sierot wojennych i Żydów. Po wojnie z ramienia AK był kolporterem nielegalnych gazet. Kilkukrotnie aresztowany przez UB pod zarzutem współdziałania z podziemiem antykomunistycznym. Przez 4 lata studiował na Akademii Wychowania Fizycznego, lecz studiów nie ukończył. W latach 1969-1980 był kierownikiem Domu Studenckiego "Fafik" Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Do dziś jest wielkim entuzjastą muzyki. Od ponad pół wieku śpiewa w chórze katedry wawelskiej. Zainicjował również powstanie chóru "Dominanta" Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Odznaczony Złotym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej.

Relacja

Na przełomie listopada i grudnia 1942 r. trwała pacyfikacja wsi polskich na Zamojszczyźnie. Niemieccy żołnierze wypędzali całe rodziny ze swoich majątków. Odłączali dzieci od rodziców i wysyłali je do obozu koncentracyjnego w Auschwitz.
Tam, gdzie teraz jest stacja PKP Kraków Łobzów, mieściła się tzw. rampa Piłsudskiego. Pewnego dnia przejeżdżał tamtędy transport tych właśnie dzieci z Zamojszczyzny. Moja matka przybiegła tam akurat wtedy, gdy teren został już otoczony kordonem żandarmerii. To, co tam ujrzała, przeszło jej wyobrażenie. Pociąg stał. Z wagonów wyrzucano dziecięce zwłoki oraz drobniutkie postacie żyjące jeszcze ostatkiem sił. Układano je na trzech stosach. Ciała przeplatano słomą, papierami, szmatami, zabawkami... Kilka Pielęgniarek, które towarzyszyły tym dzieciom w drodze, uciekły do miasta, prawdopodobnie chciały ratować własne życie. Jak niektórzy mówili - zaciągały dziwnie nie po polsku, a więc musiały być z Kresów Wschodnich. Na polecenie Niemców Żydzi oblali benzyną te stosy. Ja, będąc w tym czasie 3 kilometry od miejsca, czułem swąd palonych zwłok ludzkich. Długo to trwało. Mieszkańcy Krakowa zdołali jednak uratować część dzieciaków i adoptować do własnych rodzin.

Galeria

Wideo

Audio

PartnerzyPartnerem Projektu jest Województwo Małopolskie